fbpx
Home CIAŁO #4 TYDZIEŃ PROJEKTU ZA NAMI – 80 DNI DOOKOŁA ZDROWIA

#4 TYDZIEŃ PROJEKTU ZA NAMI – 80 DNI DOOKOŁA ZDROWIA

by Anna Paluch

wine-624307_1280

Czas płynie jak szalony! Dopiero co pisałam podsumowanie po 3 tygodniach naszych zdrowotnych wyzwań (szukaj tutaj), a już 4 tydzień projektu za nami! Już wiesz gdzie szukać magnezu i potasu, i właściwie po co go zajadać. Podjęliśmy wyzwanie odnalezienia swojej dzikiej strony w tańcu, albo kojącej możliwości terapeutycznego działania tańca. Wiesz już co robić, żeby strączki dobrze się trawiły i często pojawiały na naszym stole. Przypomniałam Ci jak ważna jest regularność w przyjmowaniu posiłków, mam nadzieję, że wprowadzisz to w nawyk! Dla zdrowia i relaksu pozwoliliśmy sobie na lampkę wina, żeby łatwiej było zastanowić się w końcu jak to jest z tym stresem. Ty rządzisz nim, czy on Tobą?

Magnez i potas w diecie

Potas: odpowiada za równowagę elektrolitów w organizmie, ponieważ z łatwością przedostaje się przez błonę komórkową, dlatego może transportować substancje. Wraz z chlorem i sodem należy do elektrolitów, a więc substancji rozpuszczalnych w wodzie i przenoszących ładunki elektryczne. Wpływa na pracę układu nerwowego i mięśniowego, poprzez działanie np. pompy sodowo-potasowej, która zapewnia odpowiedni przebieg impulsów między komórkami. Jako, że nasze ciało w większości składa się z wody to i potas jest wszędzie, spełniając swoje funkcje. Najważniejsze z nich to regulacja gospodarki wodno-elektrolitowej, kontrola ciśnienia krwi i pracy nerek. Dlatego kiedy pojawiają się objawy takie jak opuchlizna nóg i rąk, duszności, nieregularne bicie serca czy nadciśnienie, często badany jest potas, który okazuje się być w niedoborze i trzeba dbać o jego uzupełnienie. Również pojawiające się często skurcze mięśni nóg po wysiłku to może być objaw niedoboru potasu lub właśnie magnezu, które „wypłynęły” razem z potem. Dorosły człowiek potrzebuje ok. 2000-3000 mg potasu dziennie. Oczywiście można się wspomagać preparatami z potasem, są szeroko reklamowane. Pamiętajcie jednak, że mamy produkty spożywcze bogate w te pierwiastki. Leczenie przez żywienie.

Potas znajdziesz w 100 g:

  • Suszone morele – 1666 mg

  • Figi – 938 mg

  • Pestki dyni – 810 mg

  • Migdały – 778 mg

  • Daktyle – 688 mg

  • Awokado – 600 mg

  • Orzech włoski – 474 mg

  • Banan – 395 mg

  • Fasola biała ugotowana – 371 mg

  • Ziemniak – 357 mg

  • Seler – 320 mg

  • Pomidory – 282 mg

  • Grejpfruty – 277 mg

Częściowo we wszystkich produktach oprócz tłuszczy i cukru, pomijając owoce.

Jak widać zalecenie picia soku pomidorowego wcale nie jest najobfitszą w potas formą kuracji. Za dużo potasu również może negatywnie wpływać zwłaszcza u zażywających leki na choroby serca czy nadciśnienie.

Magnez: Po pierwsze wspiera pracę układu nerwowego poprzez pomoc w dostarczaniu energii z białek, tłuszczy i cukrów do komórek. Komórki nerwowe są najbardziej wrażliwe, dlatego to praca tego układu może być najwidoczniej zaburzona przez niedobór pierwiastka. Po drugie oddziałuje na pracę układu sercowo-naczyniowego, jeśli brakuje w organizmie magnez naczynia krwionośne mogą się obkurczać co skutkuje wzrostem ciśnienia. Również po zawale serca podaje się magnez, aby zapobiec powstawaniu skrzepów. W połączeniu z witaminą D i wapniem buduje zęby i kości, ale uwaga, aby mogły dobrze współdziałać potrzebna jest dwa razy większa ilość wapnia, gdyż to zaburzenie w równowadze pierwiastków skutkuje złym ich wchłanianiem, przez co nie działają skutecznie. Dlatego może mimo spożywania dużych ilości nabiału w Polsce, wciąż problemem jest osteoporoza, bo proporcje wapnia z magnezem są nieodpowiednie z podaży spożywanych produktów. Magnez reguluje napięcie mieśni, stąd objawem niedoboru są skurcze mięśni, bóle czy „zrywanie” powiek, wszystko wiąże się z regulacją w przekazywaniu impulsów do układu nerwowego i mięśniowego. Niedobór objawia się również przewlekłym zmęczeniem,  sennością, czy problemami ze snem. Natomiast odpowiednia podaż tego pierwiastka może łagodzić objawy napięcia przedmiesiączkowego oraz łagodzić ataki migrenowe. Na objawy powinny zwrócić osoby ciężko pracujące fizycznie, poddawane dużemu stresowi, pracujące intensywnie umysłowo, ponieważ są narażone na utratę magnezu.

Czerpiąc magnez z pożywienia należy zwrócić uwagę, że obróbka termiczna może pozbawić produkt tego pierwiastka nawet do 70%. Magnez lepiej się przyswaja w środowisku kwaśnym i w obecności białek, wchłanianie utrudnia zasadowe środowisko. Coraz więcej się mówi i wchłanianiu magnezu jako alternatywnego środka leczniczego przez skórę. Jeśli chcesz mieć pewność, że poziom magnezu jest w normie (dorośli 300- 400mg) uzupełnij dietę, pamiętając, że wchłania się około 40%:

  • Pestki dyni – 540 mg

  • Kakao – 420 mg

  • Sezam nasiona – 377 mg

  • Orzechy nerkowca – 292 mg

  • Kasza gryczana – 218 mg

  • Fasola biała -169 mg

  • Gorzka czekolada – 165 mg

  • Orzechy laskowe – 140 mg

  • Natka pietruszki – 69 mg

Często się mówi, że kawa wypłukuje magnez i wapń. To trochę przesadzone informacje, oczywiście następuje ubytek pierwiastków, również przez to, że kofeina ma właściwości diuretyczne. Jednak są to ilości symboliczne, jeśli nie jesteśmy od kawy uzależnieni. Oczywiście dieta uboga w magnez, woda pozbawiona tych cennych minerałów z powodu zanieczyszczonej i ubogiej gleby, a  dodatkowo stresująca i obciążająca praca nie pomaga w zachowaniu równowagi minerałów w organizmie. Czasem trzeba się poratować suplementacją, jednak wychodzę z założenia, że to pożywienie mimo wszystko lepiej się wchłania niż syntetyczne tabletki i to w zrównoważonej diecie powinniśmy szukać ratunku.

Terapeutyczna rola tańca

Dla ducha: Rzymianie mawiali: „Musica, saltatio corporis et animae levamen sunt” czyli muzyka i taniec są lekarstwem dla duszy i ciała. Zgadzam się z tym w 100 procentach! Coraz większą popularnością cieszą się muzykoterapia czy terapia tańcem. Pozwala na wyzbycie się złych emocji, otworzenie się na świat zewnętrzny czy wreszcie wyciszenie. Dlatego polecany jest osobom, które mają problem w wejście w relacje, nieśmiałym, zakompleksionym. Wspiera w pracy z osobą cierpiącym na zaburzenia odżywiania, czy kobietom po mastektomii, a więc osobom z zaburzonym obrazem własnego ciała, nieakceptujących swojego wyglądu. Pozwala poczuć się pewnie, dzięki tej wolności w ruchach. Wszystko zależy od rodzaju tańca i muzyki. Dlaczego więc nie stosować podobnej autoterapii? Podobno w żadnej innej formie ruchu, nie wyzbywamy się tyle frustracji jak podczas tańca- zdaniem psychiatrów.

Dla ciała: Taniec redukuje stres i napięcie, ale zapobiega również chorobom serca, jak wskazują badania amerykańskich naukowców. Wpływa na zwinność i elastyczność Twojego ciała, jeśli jest stosowany regularnie. Historia tańca sięga, można by śmiało powiedzieć, prawie początków świata. Po chodzeniu i bieganiu to kolejny z naturalnych dla człowieka ruchów, warto wykorzystać go w swoich treningach. Coraz częściej wraca się do tego co pierwotne. Taniec był obrzędem, był sposobem na straszenie wroga czy zdobycie partnera, a więc dotyczy zaspokajania podstawowych życiowych funkcji. Może czas odnaleźć instynkt dzikiego tańca w sobie?

Dla umysłu: Taniec pozwala polubić siebie, swoje ciało, które lepiej poznajemy. Czujemy napięcie w różnych częściach ciała. W domu nie musisz się wstydzić, nikt nie musi Cię widzieć jeśli tego nie chcesz. Masz szansę dotrzeć bliżej siebie. Odpłynąć gdzieś myślami bo skupiasz się na tym co słyszysz i co wyprawiają Twoje ręce i nogi! W Kanadzie prowadzi się terapię tańcem w celu przeciwdziałania chorobom starczym. Taniec dla każdego może być czymś innym, i w inny sposób może próbować odnaleźć harmonię ducha i ciała, ważne jest aby podejmować te próby jak najczęściej.

Strączki na stół

Fantastyczne jest to, że możemy wybierać spośród tylu rodzajów strączków: fasola biała, kolorowe, soczewice, ciecierzyca, groch. Każdy z rodzajów jest świetnym źródłem białka, witamin, składników mineralnych i przede wszystkim sycącym produktem, dlatego tak świetnie sprawdza się na diecie. Zawierają foliany, które wpływają na homocysteinę, stabilizując ją zapobiegają miażdżycy i pozostałym chorobom układu krążenia. Zawierają również spore ilości potasu – obniżając ciśnienie krwi, ale także wapń – wzmacniający kości oraz żelazo – koniecznie m.in. do produkcji erytrocytów. Faktycznie strączki nie trawią się zupełnie, ale to świetnie! Niestrawione resztki trafiają do jelita grubego, gdzie stanowią najlepszą pożywkę dla dobrych bakterii jelitowych. Ich odpowiednie funkcjonowanie oraz wytwarzane w tych procesach substancje (wystarczy ich około 40 g) mogą obniżać nawet o 30% ryzyko wystąpienia raka jelita. Strączki są także bardzo dobrym regulatorem poziomu cukru we krwi. Rozpuszczalne włókna nasion wiążą insulinę na komórkach, co skutkuje zmniejszeniem jej stężenia we krwi. Przez długi czas utrzymuje się uczucie sytości. Produkty strączkowe są odpowiednie dla osób na diecie niskowęglowodanowej, gdyż większość z nich ma niski indeks glikemiczny, a dodatkowo zawierają błonnik pokarmowy, który oczyszcza jelita z resztek pokarmowych i toksyn jak  i syci poprzez pęcznienie w żołądku. Biorąc pod uwagę zawartość białka wśród strączek wygrywa soja (prawie 40%), dodatkowo zawiera około 20 % tłuszczu (LA, omega-9). Składnikami o szczególnym znaczeniu są fitoestrogeny. Niedawno stwierdzono, że znacznie zmniejszają ryzyko zachorowania na raka sutka i chronią przed rakiem prostaty. Delikatnie łagodzą typowe kobiece dolegliwości, wywołane przez niedobory estrogenów w okresie przekwitania. Niestety bardzo często mamy do czynienia z soją modyfikowaną genetycznie, dlatego tego rodzaju strączek lepiej unikać na rodzimym rynku i lepiej wybierać suplementy z fitoestrogenami. Natomiast pozostałe strączki: fasola, bób, soczewica, groch mają około 20% wartościowego białka. Warto do nich sięgać jak najczęściej.

Jednak dla wielu z nas strączki odpadają w przedbiegach, bo zakładamy, że ich spożycie skończy się wzdęciami wywołanymi gromadzeniem się gazów w przewodzie pokarmowym, czy bólami brzucha. Jest kilka sprawdzonych sposobów, aby sobie z tym radzić. Zbyt wiele są warte, aby tak łatwo z nich rezygnować.

  • Moczenie ziaren od kilku godzin do całej nocy. Pozwala to na przejście do wody wielu antyodżywczych składników. Najlepiej stosować miękką wodę, a więc taką po przegotowaniu. Jeśli w wodzie pozostaną jony, mogą utrudniać wchłanianie wody do ziaren. Można próbować również zalewania gorącą wodą na kilka godzin.

  • Gotować należy w nowej wodzie. Lepiej nie doprawiać, solić na początku bo substancje te mogą również blokować przechodzenie antyodżywczych składników do wody. Można nie przykrywać garnka, aby substancje mogły się wydostać.

  • Sposobem stosowanym przez niektórych jest też dodawanie łyżeczki sody do moczenia, również stosuje się ją do gotowania, ale trzeba sprawdzić to na sobie, bo efekty mogą być odwrotne od zamierzonych…

  • Dodawanie przypraw podczas gotowania, można wybierać spośród: liścia laurowego, majeranku, glonów kombu, cząber, kminek. Z kminku, cząbru, majeranku warto korzystać również w komponowaniu potraw ze strączków.

  • Po uczcie lub do uczty – łyżeczka ostropestu! Posypać nim jedzenie lub wypić z wodą! Herbatka miętowa, z kopru czy rumianek po jedzeniu.

  • Jeżeli jesteś przekonana, że fasola w żadnym wypadku nie jest Twoją przyjaciółką, spróbuj przygodę z soczewicą, przez niektóre osoby jest łatwiej strawna.

Jedz regularnie!

Regularne spożywanie posiłków to moim zdaniem podstawa zdrowego stylu życia, a już na pewno zdrowego i skutecznego odchudzania. Naprawdę, często wystarczy tylko ustabilizowanie pory spożywania posiłków, bez specjalnej zmiany ilości czy jakości żywności, aby zobaczyć efekty. Nie chodzi tylko o efekt mniejszego rozmiaru. To może być regularność wypróżnień, lepsze samopoczucie, uczucie „lżejszego” brzucha.

Czy regularnie, zawsze oznacza 4-5 małych posiłków dziennie? Tak byłoby optymalnie, biorąc pod uwagę założenia dietetyczne. Są jednak zwolennicy 2-3 większych posiłków (często dieta paleo), których posiłki są sycące i pożywne, bo zawierają dużo białka, tłuszczu i warzyw. Jeżeli ktoś przystosuje swój organizm do takiego funkcjonowania, dodatkowo bardzo obniży spożywanie węglowodanów, to może chudnąć, dobrze się czuć nawet z małą ilością posiłków w ciągu dnia. Jednak cały czas mówimy o regularności. Ta regularność w tym przypadku występuje, bo pomiędzy posiłkami nie ma podjadania. Natomiast w tradycyjnym modelu zdrowego żywienia wprowadzamy 4-5 posiłków, najczęściej 3 większe i 2 drobne. Pozwala to na utrzymanie około 3 godzinnych przerw między posiłkami w celu strawienia przez układ pokarmowy przyjętego posiłku. Wyobrażasz sobie pracę przez cały dzień bez chwili odpoczynku? Nie wytrzymałbyś w takim układzie zbyt długo. W końcu dochodzi do wyczerpania mechanizmów regulacyjnych i przestajesz być efektywny. Dlaczego miałoby być inaczej z Twoim układem trawiennym? Jeśli Ty przez cały dzień coś dorzucasz „na ruszt”, kilka orzechów, małe ciastko, owoc, i tak co pół godziny, to gabaryty spożywanego produktu nie mają znaczenia. Proces trawienia jest uruchamiany znowu i znowu. Układ nie zdąży obrobić jednego produktu, a już wpada kolejny. Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę to, że proces trawienia rozpoczyna się w różnych narządach, w zależności od tego, czy spożywamy białko, tłuszcz czy cukier, to sprawa wyjątkowo się komplikuje. Efektem tego jest taki sam spadek efektywności pracy układu trawiennego, jak naszego w pracy. Nam odkładają się fałdy papierów, a naszemu ciału fałdki tłuszczu. Nie wszystko udaje się strawić, więc pozostałości muszą być gdzieś upchnięte…na naszą niekorzyść. Oprócz fałdek pojawiają się problemy z obciążoną trawieniem wątrobą, czy jelitami, które nie nadążają. Dlatego te przekąski są takie zdradliwe. Wydają się nic nie znaczącą małą porcją, której smaku właściwie nie zdążysz dobrze wychwycić, a już wprawiają w ruch machinę trawienia.

Lampka wina dla zdrowia i relaksu

Jak to z tym alkoholem jest? Zły, dobry? Pomaga, szkodzi? Ograniczać czy wystrzegać się? Nie ma na te pytania jednej, prostej odpowiedzi. Oczywiście rozróżniamy sytuację bycia na diecie redukcyjnej, a funkcjonowanie w modelu zdrowego odżywiania. Ta pierwsza sytuacja właściwie wyklucza spożywanie alkoholu. Dlaczego?

  • Są to tak zwane puste kalorie. Nie ma w nich nic odżywczego, sycącego, a jednak sprzyjają nabywaniu zbędnych kilogramów, bo kalorie i to w dużej ilości zawierają.

  • Spożywanie alkoholu bardzo często wiąże się z uczestniczeniem w spotkaniach towarzyskich. Nie twierdzę, że mamy się izolować od ludzi! Jednak od alkoholu bardzo blisko do sięgnięcia po przekąski, bo niestety spożywając alkohol szybciej jesteśmy głodni. Dlaczego? Badacze skupili się na wpływie poszczególnych napojów alkoholowych na oś podwzgórze-przysadka-nadnercza. Reguluje ona funkcje biochemiczne organizmu i odpowiada za syntezę hormonów steroidowych – kortyzolu i siarczanu dehydroepiandrosteronu (DHEAS). Hormony te wpływają na nasz apetyt i procesy poznawcze – uczenie się oraz tworzenie się wspomnień. Potrzebujemy dostatecznego wydzielania się kortyzolu, by poczuć głód. Wyniki eksperymentu świadczą o tym, że alkohol wpływa na oba wymienione hormony. Jednak wiele zależy od rodzaju alkoholu. Kortyzol spada bez względu na rodzaj, różnice pojawiają się przy DHEAS, większe ssanie czujemy po spożyciu piwa, czy czerwonego wina. Białe wino nie powoduje wahań hormonów- wyłącza zupełnie oś PPN. Dodatkowo inne badania wskazują, że wypity alkohol powoduje uwrażliwienie mózgu na smak i zapach, dlatego zjadamy więcej.

  • Ostatni problem, że nierzadko spożywamy alkohol w towarzystwie innych napojów: soków, likierów, napojów gazowanych, a to już potężna dawka kalorii i niepotrzebnych dodatków. Dlatego próbuje się przekonać do mniejszego zła- kieliszka czystej wódki lub kieliszka wina.

A jeśli się nie odchudzam, ale chcę zdrowo żyć, to co? Nic, czy może to zachwalane wino?

Wino. Uważane przez wiele osób jako jeden z najlepszych wyborów w kontekście zdrowia i diety. Niejednoznacznie. Słyszeliście o  „francuskim paradoksie”? Wiele mówi się o tym, że Francuzi mimo tłustej diety, bogatej w podroby, sery, mogą się poszczycić  wyjątkową jak na Europę Zachodnią długością życia. Sekret tkwi w czerwonym winie? Konkretnie w polifenolach, które zawierają ciemne winogrona w dużych ilościach. W przeliczeniu na aktywność antyoksydacyjną związaną z zawartością polifenoli, 1 kieliszek czerwonego wina (ok.150 ml) odpowiada 12 kieliszkom wina białego, 2 filiżankom herbaty, 5 jabłkom, 5 porcjom (ok.100g) cebuli, 3,5 szklankom soku z czarnej porzeczki, 0,5 litra piwa, 7 szklankom soku pomarańczowego lub 20 szklankom soku z jabłek.  Najkorzystniejszym z nich jest resweratrol. Badania na zwierzętach pokazały, że związek ten wpływa na procesy starzenia: zmniejsza stany zapalne, hamuje rozwój zaćmy, zachowuje gęstość kości, czy obniża cholesterol. Dzieje się to wszystko dzięki aktywowaniu specjalnego genu – SIRT1. Dlatego opatentowanie leków, mogących go aktywować byłoby ważnym odkryciem. Ale czy to tylko „wina” czerwonego wina w diecie francuzów? Faktycznie jego regularne spożywanie poprawia zdrowie, ale tylko w połączeniu z aktywnością fizyczną. Dlatego po raz kolejny podkreślam, że ruch, dieta i regeneracja to podstawa zdrowego stylu życia, która zawsze się sprawdza i wciąż potwierdza w badaniach. Bo jest też druga strona medalu w kontekście „najzdrowszego” alkoholu.

Siarczyny. Straszą uwagi o ich zawartości z etykiet wina. Czy słusznie? Oczywiście pewne ilości związków są niewątpliwie szkodliwe dla naszego zdrowia, jednak normy przewidziane do siarkowania win, są na tyle niskie, że mogą powodować problemy jedynie wśród osób uczulonych.  Po co je dodawać? Dodatek dwutlenku siarki przed butelkowaniem zwiększa stabilność wina w butelce, zwłaszcza w czasach, gdy w niekontrolowanych warunkach podróżuje ono na duże odległości i następnie w nieco tylko korzystniejszych warunkach czeka w sklepie na kupującego. Wina białe nie będą ciemniały i nie stracą na  świeżości, wina czerwone nie utracą pigmentu i nie zbrunatnieją. Czasami wpływają one również na smak wina, nie jest to jednak kwestia ilości, ale jakości produkcji wina i jego rodzaju. Nie da się od siarczanów uciec, pozostaje kwestia ilości stosowanych do produkcji oraz ilości wina później przez nas spożywanego. Siarczyny dodawane w rozsądnych dawkach to w istocie najmniej szkodliwy dla zdrowia konserwant wina i nie tylko. W suszonych owocach stosuje się siarczyny w dawkach nawet 10-cio krotnie większych niż w winie.

Uratować nas może jedynie rozsądek. Lubisz do kolacji lampkę białego wina, czy relaksuje Cię kieliszek czerwonego, wieczorem wśród świec, nie musisz rezygnować z obawy przed siarczynami. Nadmierne spożywanie alkoholu, niekontrolowane lub podczas chorób i ciąży jest naganne i świadczące o problemach. Spożywanie okazyjnie w małych ilościach, wymaga po prostu rozwagi i zastanowienia się czy nie możemy znaleźć innego zamiennika dla tej przyjemności.

Kiełki jemy!

Kiełki to młode rośliny zaczynające wyrastać z nasion. Do wyboru mamy wiele kiełków: orzechów, zbóż, fasoli, roślin motylkowych. Najpopularniejsze jednak to: lucerna, fasola mung, ciecierzyca, soczewica, rzodkiewka, kukurydza, brokuły. Można je śmiało uznać za superżywność, przede wszystkim z powodu ogromnej ilości przeciwutleniaczy, które jak już po raz setny powtarzam, przeciwdziałają spustoszeniom dokonywanym przez wolne rodniki. Kiełki ponadto są bardzo bogate  w witaminy, minerały, białka, enzymy, błonnik i RNA i DNA – związki przeciwstarzeniowe.

Jak to działa, że kiełki są taką bombą wartości? Aby doprowadzić nasiona do kiełkowania, moczysz je w odpowiednich warunkach. W trakcie takiego namaczania wytwarzają się ogromne ilości enzymów. Nasiona zwiększają swoją objętość, ale też ilość składników pokarmowych wewnątrz. Dodatkowo podczas kiełkowania nasiona przechodzą do lżejszej w strawieniu formy, dlatego są dla nas takie odżywcze i nie uczulają. Takim sposobem masz dostęp do pełnej wartości, surowej de facto żywności! Ale zrymowałam!

Prawdziwa bomba:

  • Doktor Gabriel Cousens w swojej książce stwierdził, że ilość aktywnych enzymów zwiększa się w procesie kiełkowania od 6 do 20 razy, w zależności od rodzaju nasion.

  • Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Yale wskazują, że w kiełkujących nasionach poziom witaminy zwiększa się o 2000%!

  • Inne badania doktora Barry’ego Macka pokazały, że 500% – tyle wynosi średni wzrost ilości witamin po skiełkowaniu nasion.

  • Zawartość kwasów nukleinowych (RNA, DNA), a więc podstawowego składnika odżywczego wzrosła o 30% po wykiełkowaniu. Podobnie związki mineralne.

  • Podobnie rzecz ma się z białkiem, doktor Elson Hass, wskazuje na wzrost zawartości białek w niemal wszystkich nasionach o 15 do 30% po skiełkowaniu.

  • Wiele mówi się również o właściwościach kiełków hamujących rozwój nowotworów, podawane w odpowiednich proporcjach, na surowo. Duże znaczenie przypisuje się kiełkom brokułów, które wzmacniają układ odpornościowy, dlatego polecane są łapiącym infekcje i przeziębienia.

Na największe wartości wskazuje się kiełki brokułów, rzodkiewki oraz prosa i komosy ryżowej. Jednak wszystkie mają dużo odżywczych właściwości i możemy wybierać do woli, czy kiełkować samemu. Nie ulega wątpliwości, że największa wartość i świeżość produktu będzie po samodzielnym wyhodowaniu kiełków. Procesu hodowania tych ze sklepowych półek nigdy nie możemy być do końca pewni.

Nasiona z których najłatwiej wyhodować kiełki to: czerwona fasola, fasola adzuki, fasola mung, groch, komosa ryżowa, koniczyna, kozieradka, lucerna, pszenica, rzodkiewka, soczewica. Możesz też spróbować zakiełkować: brokuły, ciecierzycę, proso, słonecznik.

Oczywiście możemy posilić się specjalnym zestawem do kiełkowania, umieścić nasiona, spryskać wodą i odczekać swoje. Podobny zestaw możesz też sporządzić samemu za pomocą: dużego słoika, nasion, wody i kawałka gazy lub cienkiego płótna.

Instrukcja (nie wiem czy skuteczna, ja jeszcze nie próbowałam):

  • Dokładnie wypłucz nasiona. Umieść je w słoiku i zalej przegotowaną i przestudzoną wodą na wysokość kilku centymetrów. Słoik nakryj gazą, zabezpiecz gumką i zostaw do następnego dnia w ciepłym, ciemnym miejscu (najdłużej trzeba moczyć: ciecierzycę, groch, pszenicę, soję- 10-12 godzin.

  • Następnego dnia przepłucz nasiona wodą i dokładnie osącz, gdyż inaczej mogą zgnić. Umieść ponownie w ciemnym miejscu. Powtarzaj te czynności, przepłukiwania i odsączania, dwa razy dziennie, aż nasiona zaczną kiełkować. Ustaw słoik pod kątem 45 stopni, żeby kiełki rosły w górę.

  • Kiedy dostatecznie urosną, ustaw słoik na kilka godzin na słonecznym parapecie, żeby dostały zastrzyk energii. Teraz są już gotowe do spożycia, możesz przełożyć do szczelnego pojemnika i umieścić w lodówce. Przechowuje się je przez 2-3 dni.

Jeżeli nie jest się fanem surowizny w ofercie coraz większej ilości sklepów możesz znaleźć kiełki na patelnie. Podsmażone na odrobinie oleju są bardziej przystępne w smaku. Oczywiście trzeba uważać, żeby nie przesadzić z temperaturą, aby tych cudownych właściwości nie stracić. Taka mieszanka z patelni właściwie nie potrzebuje więcej składników, bo szybko znika z talerza. Nie znajdziesz wymówki.

Kto tu rządzi? Ty czy stres?

Hans Selye, który wprowadził do użycia pojęcie stresu mówił: „Całkowita wolność od stresu to śmierć, gdyż stres obecny jest w każdym ludzkim działaniu.” Był jednym z pierwszych, który stwierdził, że wiele chorób somatycznych jest wywołanych nieradzeniem sobie ze stresem. To nie jest kwestia życia obfitego w stresujące sytuacje, ale umiejętne radzenie sobie ze stresem. Nie możemy go wyeliminować zupełnie z naszego życia, jednak jedni reagują silniej niż inni. W związku z tym, że nie potrafimy sobie radzić w takich sytuacjach doprowadzamy się na skraj wytrzymałości. Zresztą tak to wygląda w teorii, organizm radzi sobie z obciążeniem przez długi czas, jednak jeżeli czas trwania i intensywność nie zmienia się w końcu doprowadzi to do wyczerpania wszystkich naszych zasobów. Podobnie działa to w drugą stronę, stres jest w naszym życiu obecny, choćby w minimalnym stopniu. Jeżeli go nie ma to prawdopodobnie jesteś martwy. Słaby żart? Zresztą w obecnych czasach nasz organizm trochę bezwiednie jest również poddawany stresowi, tym razem oksydacyjnemu, a więc wywołanego przez wolne rodniki. Powtarzam o tym ciągle, wiem, ale co poradzę na to, że wciąż jesteśmy na niego narażeni. Dlatego tak ważna jest dieta bogata z zdrowe produkty zawierające antyoksydanty.

Druga kwestia, o której dzisiaj to stres psychologiczny, który w obecnych czasach życia w pośpiechu, działa na nas bardzo niekorzystnie. Nierzadko doprowadza nas na skraj wytrzymałości psychicznej i fizycznej, wyniszcza. Dzieje się tak dlatego, że długo nie dostrzegamy problemu, pracujemy i żyjemy na pełnych obrotach, nie zauważamy objawów lub nie łączymy ich ze stresem. Ból głowy tłumaczymy ciśnieniem, ból brzucha cateringiem, wysypkę  czy katar klimatyzacją. Nasz organizm często daje nam sygnały, ale je ignorujemy. Nasz układ odpornościowy staje się coraz słabszy, bo organizmowi brakuje energii. Zaatakowane zostają najsłabsze ogniwa układu, niekiedy narządy, których zupełnie nie kojarzymy ze stresem. Sama jestem ego dobrym przykładem. U mnie nadmierne obciążenie stresem objawia się bólem zatok. Długo nie łączyłam faktów. Ewolucyjnie stres kojarzymy z poceniem, biegunką, zwiększeniem tętna i temperatury ciała. Owszem to pozostało, jednak zmieniające się czasy i okoliczności pojawiającego się stresu rzutują na inne sfery naszego życia. Nie musimy już uciekać przed dzikim zwierzem na drzewo. Teraz harujemy dla równie dzikiego szefa. Stres uderza gdzie indziej. Nie mniej jednak trzeba nam obserwować siebie i reagować! Niestety mnożyć można przykłady pracowników korporacji, latami pracujących na naprawdę ciężkie choroby, nie wspominając już o uzależnieniach, czy rozbitych związkach. Rozumiem, że ważna jest dla nas wolność finansowa, satysfakcja z pracy, ale twoje zdrowie i kondycja psychiczna są ważniejsze. Musimy dbać o siebie, bo nikt inny nie zrobi tego za nas.

Dzisiaj chciałabym Cię poprosić o refleksję, nad tym jak zarządzasz swoim stresem. Czy potrafisz zdiagnozować u siebie, kiedy jest go za dużo? Czy umiesz sobie z nim radzić? Nie będziemy się licytować! Jesteśmy różni pod względem odporności na stres, mamy różne sytuacje zawodowe i prywatne. Stres może generować posiadanie pracy i jej brak, bycie matką jednego dziecka jak i czwórki, w tym bliźniąt, poczcie samotności, ale i bycie częścią wielkiej rodziny. Dlatego musisz spojrzeć w siebie! Zastanów się, co tak naprawdę powoduje, że padasz wieczorem na twarz lub masz problemy z zaśnięciem. A co jeśli odkryjesz, że masz problem ze stresem? Musisz poćwiczyć zarządzanie nim. Ty nim zarządzaj, nie pozwól by on rządził Tobą!

  • Zarządzanie czasem. To nieumiejętne planowanie i podział czasu na pracę i odpoczynek jest często powodem problemów. Organizuj swój czas proporcjonalnie! Może to dobry moment, aby nauczyć się zarządzać swoim czasem? Edyta ma propozycję!

  • Musisz znajdować czas żeby się zregenerować: odpowiednią ilością snu, odpowiednią dietą, zaplanowanym wypoczynkiem bez pracy.

  • To może być leniwy czas z książką, zaplanowanie treningów sportowych, regularna wizyta w saunie czy u masażysty. Ty musisz zdecydować co jest dla ciebie najlepsze.

  • Posiadanie wsparcia jest kluczem do szczęśliwego życia. To najbliżsi – rodzina, partner, przyjaciele, potrafią nas oderwać od trudnych sytuacji, zabrać nieco ciężaru odpowiedzialności. Wystarczy rozmowa, przytulenie, bycie obok, aby było nam łatwiej.

Znamienne dla mnie jest zawsze gdy czytam o nawykach, oglądam wystąpienia światowych liderów, ludzi ogromnych sukcesów, ale i ciężkiej tytanicznej pracy, że w którymś momencie ich życia odkrywają znaczenie bliskich ludzi, odpoczynku czy zawsze dobrej organizacji w odniesionym sukcesie. To powinien być dla nas wyznacznik i motywacja. Jeśli mamy do życia zdrowe podejście, to chory stres nie ma szans się panoszyć!

Jak Wam się podobał ten tydzień? Jakieś osobiste odkrycia? Dla mnie osobiście bardzo ważny jest temat zarządzania stresem. Nie można tego tematu generalizować i oceniać globalnie! Jak u Was z tym rządzeniem? Jakiś temat przypadł Wam do gustu, coś zaskoczyło? A może macie jakieś propozycje na kolejne wyzwania? Milion pytań, czekam na milion odpowiedzi! 

You may also like