fbpx
Home CIAŁO #5 TYDZIEŃ PROJEKTU ZA NAMI – 80 DNI DOOKOŁA ZDROWIA

#5 TYDZIEŃ PROJEKTU ZA NAMI – 80 DNI DOOKOŁA ZDROWIA

by Anna Paluch

 spinach-791639_1280

Naprawdę nie wiem, jak to się dzieję, ale minął kolejny tydzień wyzwań! 5 tydzień projektu za nami – 35 dni dookoła zdrowia! Niedługo półmetek! Ale do rzeczy, co działaliśmy w tym tygodniu? Docenialiśmy moc złotego pyłu czyli kurkumy, sprawdzaliśmy, który olej nadaje się do wysokich temperatur, urządziliśmy sobie vege dzień, przypomnieliśmy sobie, jak ważne jest rozciąganie, zadbaliśmy o nasze jelita, zrobiliśmy prawdziwy buraczany zakwas i co najważniejsze, doceniliśmy siebie z okazji Walentynek! To był kolejny efektywny tydzień! 

Złoty pył

Złoty pył. Cudowny żółty proszek. Ostatnio coraz częściej w ten sposób mówi się o kurkumie. Konkretnie o proszku  ze sproszkowanego korzenia i podziemnej łodygi ostryżu, zwanego też szafranem indyjskim.

Do jego cudownych właściwości naukowcy dotarli stosunkowo niedawno, kiedy wykryto, że wśród mieszkańców Indii zachorowalność np. na Alzhaimera jest dużo niższa niż wśród innych narodowości. Coraz to nowsze badania wykazują wpływ – kurkumin na różne schorzenia. Obniża poziom cholesterolu i glukozy, działa przeciwnowotworowo, łagodzi niestrawność żołądka. Z powodu właściwości przeciwzapalnych i antybiotycznych wykorzystywana jest w leczeniu trądziku i innych schorzeń skóry. Wskazaniem do jej używania są także zaparcia i wzdęcia, a wyciągi na bazie alkoholu z kłącza rośliny stosowane są przy zapaleniu pęcherzyka żółciowego i dróg żółciowych, kamicy żółciowej oraz zaburzeniach trawiennych. Nauka dąży do tego, by właściwości kurkumy wykorzystywać także w profilaktyce i leczeniu reumatoidalnego zapalenia stawów i cukrzycy. Główne działanie, za które docenia się kurkumę to właściwości przeciwzapalne. Jak wiemy nasz obecny styl życia, pożywienie, stres, środowisko to czynniki prozapalne. W naszych organizmach dochodzi wciąż do tworzenia się stanów zapalnych, dlatego wszelkie środki łagodzące i zabezpieczające są mile widziane. Na Uniwersytecie Stanu Michigan przeprowadzono  badania, które sugerują, że kurkumina może zapobiegać postępującej degeneracji komórek mózgowych, charakterystycznej między innymi dla choroby Alzheimera i parkinsonizmu. Ekstrakt z kłącza kurkumy jest w stanie przeniknąć przez barierę krew-mózg i zapobiegać tworzeniu się patologicznych skupisk uszkodzonych białek, będących jedną z przyczyn chorób neurodegeneracyjnych. Kurkuminy są silnie przeciwzapalne, do tego stopnia, że coraz więcej badań skupia się na sprawdzania właściwości przeciwnowotworowych czy wspierających w walce z nowotworami. Nie wiemy do końca czy jest tak cudowna jak nam się wydaję, jednak zawsze warto próbować wykorzystywać ją w kuchni bo jest bardzo wdzięcznym dodatkiem. Badacze wykazali, że niemal 25 proc. zachorowań na raka jest spowodowanych przewlekłymi stanami zapalnymi. Logiczne jest więc stosowanie środków przeciwzapalnych, aby walczyć z rakiem. A najlepiej stosować środki naturalnego pochodzenia bo są najłatwiej przyswajane przez organizm. Kurkuma ma oczywiście specyficzny smak i zapach, jednak  dobrze komponuje się do wszelkich dań obiadowych, warto korzystać. Sprawdza się do ryżu, kurczaka, strączek i wszystkich potraw ostro-słonych.

W Polsce nadal jest mało znana i wykorzystywana głównie jako barwnik do masła, sałatek czy ryżu czasem biszkoptów. W Ameryce jest bardziej powszechna – dodaje się ją do jaj, omletów, majonezów i serów, bo barwi potrawy, podobnie jak szafran, na złoty kolor. Można ją dosypywać także do dań z fasoli i soczewicy lub zup-kremów. Warto dodawać kurkumę do ciężkich potraw, najlepiej w połączeniu z pieprzem (efektywniej się przyswaja). Kurkuma w postaci olejów, ale również proszku zmieszanego z innymi substancjami jest szeroko wykorzystywana w kosmetyce. Stosuję się ją do walki z problemami skórnymi, jako barwnik kosmetyczny, ale również pielęgnacyjnie np. w postaci maseczek na twarz. Osobiście, pamiętając jak bardzo barwi palce kurkuma, którą dodaje do potraw, zawsze bałam się próby z maseczką na twarz. Ale jak wyzwanie, to próbuje!

Kosmetyczne triki:

– Skóra pozbawiona blasku zyska zdrowszy wygląd po zastosowaniu maseczki z 1 łyżeczki mąki (najlepiej z ciecierzycy), 1/4 łyżeczki kurkumy, 1/2 łyżeczki oliwy z oliwek, 1/2 łyżeczki mleka i 4-5 kropli soku z cytryny. Taką mieszankę nanosimy na twarz i pozostawiamy nie dłużej niż 30 minut.

– Maseczka z 1/2 łyżeczki kurkumy i 2 łyżek jogurtu naturalnego pomoże rozjaśnić przebarwienia i wyrównać koloryt skóry.

– Mikstura sporządzona z oleju sezamowego i szczypty kurkumy, wmasowana w dziąsła (ok. 5-10 minut) ma działanie przeciwbakteryjne i zmniejszające opuchliznę.

Pamiętaj! Kurkuma delikatnie barwi skórę, więc pierwsze próby użycia przyprawy w domowym spa należy przeprowadzać ostrożnie, raczej nie bezpośrednio przed  wyjściem z domu i nie po wykonaniu peelingu. Do usuwania ewentualnych zażółceń przyda się tłuste mleczko do demakijażu lub krem.

Wspominaliśmy ostatnio również o złotym mleku w walce z zapaleniami i przeziębieniem. Ja łącze szklankę ciepłego mleka, łyżeczkę kurkumy, łyżeczkę miodu, łyżeczkę imbiru i trochę pieprzu. Pieprz dlatego, że zawarta w nim piperyna kilkukrotnie zwiększa lecznicze działanie kurkumy!

Mimo że prozdrowotne właściwości kurkumy są nie do przecenienia, warto wiedzieć, że stosowana przez dłuższy czas i w dużych dawkach, może podrażniać błonę śluzową żołądka i jelit (z tego powodu nie powinny stosować jej osoby z chorobą wrzodową). Ze względu na żółciopędne działanie, przeciwwskazaniem do stosowania kurkumy są choroby, w których utrudniony jest przepływ żółci w drogach żółciowych. Na kurkumę uważać powinny również osoby zażywające leki przeciwzakrzepowe (przyprawa może bowiem wzmocnić ich działanie). Na stosowanie kurkumy powinny uważać kobiety w ciąży.

Na czym smażyć?

Strasznie mnie denerwuje kiedy w programie poświęconym zdrowemu odżywianiu, Pani X. przyrządza dietetyczny obiad i wrzuca fileta z kurczaka na rozgrzaną oliwę. Naprawdę to nie wyjątek! Pewnie wynika to ze zbyt dużego przywiązania do słowa „dietetycznie” niż „zdrowo”. W przypadku tłuszczów to słowa, które często się mijają w połowie drogi.

O co chodzi? Pojęcie kluczowe: temperatura dymienia! To taka temperatura, której przekroczenie powoduje, że używany tłuszcz zaczyna się spalać. Powyżej tego określonego, progu temperatury kwasy tłuszczowe rozpadają się na glicerol i wolne kwasy tłuszczowe, tym samym tłuszcz traci wartości odżywcze, powstaje rakotwórcza akroleina i parę innych szkodliwych, a nawet toksycznych substancji. Punkt dymienia zależy od zawartości wolnych kwasów tłuszczowych. Im jest ich więcej, tym temperatura dymienia jest niższa, co znaczy, że tłuszcz szybciej się pali. Wysokie temperatury dymienia mają oleje odporne na ogrzewanie. O takich tłuszczach mówi się, że są stabilne. Oczywiście najstabilniejsze są nasycone, co kłóci się ze słowem „dietetyczny”, bo ani smalec ani masło za takie uznawane nie są. I jak w przypadku smalcu jestem ostrożna, tak masło klarowane polecam moim klientom na redukcji, oczywiście w ograniczonych ilościach, ale powoduje to problemów z utratą wagi.

Oczywiście rafinacja podnosi temperaturę dymienia, ale wiadomo czym jest sama w sobie! Odrzucając tłuszcze rafinowane (z powodu utraty wartości przez procesy chemiczne, którym zostają poddane) zostaje nam masło klarowane, olej kokosowy i olej ryżowy. Faktycznie najbezpieczniej tych 3 używać w kuchni. Masło klarowane czyli tzw. ghee, to masło, które przy podgrzewaniu zostaje pozbawione laktozy i kazeiny. Dlatego może być następnie poddawane naprawdę wysokim temperaturom. Możemy samodzielnie przygotować masło klarowane, ale trzeba to robić bardzo uważnie. Olej kokosowy już znamy, mimo, że tłuszcz nasycony to jednak nie podnosi cholesterolu we krwi, dlatego jest taki bezpieczny. Nie dość, że można na nim smażyć to jeszcze działa przeciwzapalnie! Olej ryżowy najbardziej stabilny wśród jednonienasyconych.

Oliwa z oliwek ma już dużo niższą temperaturę dymienia (od 170 st), dlatego można dusić czy naprawdę krótko podsmażać cebulkę dla aromatu. Nigdy smażyć! Z jednonienasyconych zostaje nam jeszcze olej rzepakowy- duszenie i krótkie smażenie, a wielu dietetyków to właśnie ten olej wskazuje jako tłuszcz do wysokich temperatur! On też jest delikatny!

Natomiast wśród wielonienasyconych tłuszczy nierafinowanych należy wystrzegać się wysokich temperatur, by nie doszło do wydzielania się toksycznych substancji. Nie smażymy na oleju: słonecznikowym, lnianym, sojowym, kukurydzianym, z orzechów, z pestek dyni, ogórecznika czy wiesiołka. Są to zdrowe i zawierające lecznicze związki oleje przeznaczone do stosowania na zimno!

Dzień wegetariański

W żadnym wypadku nie uważam diety roślinnej lepszej od mięsnej, czy na odwrót. Sama zresztą nie wyobrażam sobie nie jedzenia mięsa. Owszem bywały okresy kiedy mi się „nudziło”, ale nie potrafiłam wytrzymać tygodnia bez mięsnego posiłku. Nie twierdzę też, że to „głupota tak jeść tylko to zielone”. Bo to nieprawdziwe i krzywdzące opinie o wegetarianach. I tak jak nikt nam nie powinien zaglądać do łóżka, tak samo won od talerza, zwłaszcza jeśli za dietą stoi światopogląd i cała filozofia życia. Szkodzimy lub pomagamy w końcu tylko sobie! Wiele się mówi, że dieta roślinna jest jedną z najzdrowszych, bo niweluje ryzyko chorób serca i układu krążenia. Niektóre badania wskazują na wsparcie w prowadzeniu pacjentów autoimmunologicznych poprzez dostosowanie diety wegetariańskiej, po drugiej stronie barykady są „wyznawcy” paleo. Zwiększenie spożywania warzyw i owoców łączy się z większą ilością błonnika pokarmowego w diecie oraz witaminy C i innych składników, takich jak flawonoidy, tokoferole, czy karotenoidy, które zapobiegają chorobom nowotworowym, układu krążenia, a także zwiększają odporność organizmu na infekcje.

Zaletą diety wegetariańskiej jest także mała zawartość soli kuchennej, a wysoka potasu, magnezu i niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych. Jest to korzystne z punktu widzenia zapobiegania chorobom serca. Z kolei przeciwnicy wskazują na niedobór pełnowartościowego białka, czy mikroelementów (żelaza) lub witamin (z grupy B). Dlatego doceniam świadomość osób przechodzących na dietę roślinną. Często są to osoby, które skrupulatnie komponują posiłki, korzystają z alternatywnych źródeł minerałów i witamin w roślinnych superfoods. Nawet białko mięsa, które uchodzi za pokarm pod tym względem najbardziej kompletny, ma niedobór metioniny, tryptofanu i waliny. Rośliny strączkowe są zasobne w lizynę, ale mają za mało metioniny, a rośliny zbożowe – lizyny i tryptofanu. Większość pokarmów roślinnych zawiera jednak określoną ilość białka. Jeśli wiec jadamy urozmaicone produkty roślinne, to mamy go tyle, ile potrzeba.

Nie można takiej diety traktować jako fanaberie, nieważne czy robi się to z pobudek światopoglądowych, zdrowotnych czy po prostu wyobrażamy sobie życie bez mięsa. Osobiście uważam, że podstawą zdrowego stylu życia jest dieta zrównoważona i bogata w składniki odżywcze różnego pochodzenia, dlatego zachęcam do zastępowania mięsa, nie tylko rybami, które nomen omen są strasznej jakości, ale właśnie białkiem roślinnym: soczewicą, ciecierzycą, fasolą, grochem. I nawet u nas mięsożerców, jeden wege dzień w tygodniu, to jak najbardziej pochwalana praktyka.

Rozciągamy się!

Żyjemy tak szybko, mamy tak mało czasu, że często wiele rzeczy robimy „po łebkach”. I jeśli już znajdziesz czas na aktywność fizyczną, wychodzisz pobiegać, idziesz na basen czy umawiasz się ze znajomymi na piłkę, zapominasz o podstawie. A podstawą jest rozgrzewka przed i rozciąganie po intensywnym wysiłku. Wydaje ci się, że wszystko jest w porządku, dobrze się czujesz po treningu, więc wskakujesz pod prysznic i cieszysz się endorfinami, które krążą w Twoim ciele. A bieganie? Przecież muszę się ubrać, ustawić endomondo, wybrać playlistę, założyć opaskę, zegarek, a po powrocie to wszystko muszę wyłączyć i zdjąć z siebie. Mam tylko godzinę na trening, więc po prostu wyskakuje z domu i biegnę przed siebie. Po powrocie robię dwa skłony i trzy wymachy, bo się czuję taki naładowany energią, po co się uspokajać.

Problem pojawia się kiedy coś zaczyna boleć, kiedy czuje się dziwne napięcie. Jeśli masz szczęście to nie nabawisz się kontuzji, nie odczujesz tego błędu w bardzo poważny sposób, który wykluczy się z uprawiania sportu. To nie znaczy, że Twoje ciało ma się dobrze! Wystarczy iść do fizjoterapeuty, który od razu wychwyci, że o czymś zapominasz. A wtedy już takie uwalnianie napięcia naprawdę boli! Nasze ciało wiele znosi, czasem daje nam sygnały mniej lub bardziej wyraźnie. Często my tych sygnałów nie potrafimy wychwycić, nie łączymy faktów. Zawsze można zwalić na stres i zmęczenie, a tego nam nie brakuje.

Jeśli nie jesteś wyczynowcem (a oni na pewno pamiętają o stretchingu!), nie wyobrażaj sobie,  że jesteś z marmuru. Możesz być silnym, wytrzymałym, odpornym zawodnikiem, ale zapominając o podstawach szkodzisz sobie i pokazujesz swój brak profesjonalizmu.

Stretching statyczny to ćwiczenia, które polegają na rozciąganiu mięśni podczas spoczynku (tzn. na wyizolowaniu grupy mięśniowej w odpowiedniej pozycji i utrzymaniu tej pozycji przez jakiś czas), a następnie na ich rozluźnieniu. Celem statycznych ćwiczeń jest schłodzenie, „uspokojenie” i rozluźnienie ciała po treningu fizycznym, a co za tym idzie – pozwolenie na szybszą regenerację mięśni i pozbycie się zakwasów.

Warto zaplanować czas na rozciąganie w swoim grafiku! Potrzebujesz dodatkowej motywacji, czujesz, że Twój kręgosłup daje się we znaki? Wszystkie napięcia, stres, nieodpowiednia pozycja siedzenia czy spania odbija się głównie na naszym kręgosłupie, dlatego warto o niego zadbać. Bajla ma dla Ciebie świetną propozycję e-kurs Zdrowy Kręgosłup, z szerokim pakietem teorii i praktycznych filmików do wykonywania w domu. Codziennie skupisz się na innej partii, zadbasz o kręgosłup w pełni! Polecam! 

Dodatkowo Ania poleca filmik o porannym rozciąganiu, trenerki Justyny Czudek, która właśnie bierze udział w projekcie Zdrowego kręgosłupa!

Od Moniki mamy namiar na film w klimacie pilatesu!

Zadbaj o jelita…barszczem!

„Odporność zaczyna się w jelitach”, poszłabym nawet dalej ze stwierdzeniem, że zdrowie zaczyna się w jelitach i choroby również. Niestety nie traktujemy naszych brzuchów z należytą uwagą. Jak coś się dzieję to wina spada na wątrobę, niestrawność, smażonego kotleta. Zaczynamy zażywać różne specyfiki, które mają poprawić stan naszych wnętrzności, tak naprawdę nierzadko pogarszając sprawę. Codziennie naszą dietą powinniśmy dbać nie tylko o odżywczość i kaloryczność produktów, ale przede wszystkim ich wpływ na nasze zdrowie. Niestety zła dieta, małe ilości błonnika, zażywanie leków, powoduje niszczenie dobrych jelitowych bakterii, wyjaławiamy florę bakteryjną. A tak naprawdę bardzo potrzebujemy tych dobrych bakterii, które zapewniają odpowiednią pracę jelit. Dobrze pracujące jelita, odpowiednio odżywione, nie mają powodu aby się rozszczelniać, co jest niestety coraz częstszą sytuacją. 
Szczegóły dotyczące siły płynącej z jelit i jak o nie dbać opisałam już wcześniej tutaj!

Natomiast produktem, który jest bardzo odżywczy i jednocześnie można z niego zrobić eliksir wspierający pracę jelit jest poczciwy, niedoceniany burak!

Och Buraku!

Buraki same w sobie to moc wartości i witamin, nie mówiąc już o betacyjanach – związkach wspierających organizm w profilaktyce przeciwnowotworowej. Zawierają witaminy A, cały wachlarz B oraz C, a ponadto ogrom minerałów: żelazo, potas, magnez, cynk, lit, sód, fosfor, miedź oraz prozdrowotne kwasy: cytrynowy, foliowy, jabłkowy, szczawiowy. Mimo słodkiego smaku są również niskokaloryczne: 38kcal/ 100g.

Profilaktyka i wspieranie w walce z nowotworami. Odbywa się to dzięki zawartości silnych antocyjanów, przeciwutleniaczy, czerwonych pigmentów, których buraki zawierają największe ilości. Pokonują one wolne rodniki, które uszkadzają DNA i przyspieszają rozwój raka. Buraki wspomagają organizm po chemioterapii, w niedokrwistości, anemii, białaczce. Dzięki wysokiej zawartości potasu i magnezu burak jest bardzo pożyteczny w zapobieganiu i leczeniu nadciśnienia i innych chorób układu sercowo-naczyniowego. Jedzenie buraków pomaga w namnażaniu czerwonych krwinek i jak wskazują badania organizm właśnie z tego źródła najlepiej pozyskuje żelazo. Z uwagi na działanie oczyszczające buraki świetnie wspomagają pracę wątroby, a dzięki właściwościom zasadotwórczym pomagają w zwalczeniu kaca. Buraki stosuje się w różnego rodzaju detoksach organizmu, z uwagi na zasadotwórcze właściwości i posiadane składniki odżywcze. Reguluje pracę układu pokarmowego, a jeżeli zrobimy na ich bazie zakwas, a więc wytworzone zostaną dobre bakterie to będzie dodatkowa wartość przy nieszczelnych i drażliwych jelitach. Biorąc pod uwagę jakość spożywanego jedzenia, sztuczne dodatki i toksyny, które dostają się do naszego organizmu dbanie o dobre bakterie musi być naszym priorytetem.

Dlatego buraki + naturalny zakwas to nasz klucz do sukcesu.

Możesz zrobić większe ilości zakwasu, przechowywać w lodówce i popijać codziennie po małej szklance w ramach kuracji. Pamiętaj, nie ufaj zakwasom i barszczom ze sklepowych półek! Po pierwsze wystarczy spojrzeć na skład, a po drugie kartony trzymane na półkach, produkowane hurtowo, nijak się mają do prawdziwego barszczu. To samo można powiedzieć o soku z buraka, zupełnie inaczej (niestety mniej macznie) smakuje ten z wyciskarki niż butelkowany. Najlepiej robić je samemu i dodawać ulubione owoce dla przełamania smaku. Pomijając już fakt, że każdy sok, który nie jest wypity do pół godziny po zrobieniu z każdą kolejna minutą traci swoje właściwości, bo wiązania zostały pozrywane.

Podsumowując:

– jemy buraki w każdej postaci,

– pijemy sok najlepiej własny, wyciskany,

– robimy buraczany zakwas jako kurację wspierającą jelita co najmniej raz na 2 miesiące!

 

Przepis na zakwas  buraczany (z książki Jaglany Detoks Marka Zaręby)

Składniki:

2 kg średnich buraków

5-6 litrów wody

1 łyżka soli morskiej

3-4 liście laurowe

10 ząbków czosnku

½ cebuli

Sok z jednej cytryny

1 plaster cytryny

1 łyżeczka nasion kopru włoskiego

½ łyżeczki nasion kolendry (opcjonalnie)

Buraki umyj dokładnie lub obierz. Pokrój nożem w cienkie plastry. Zagotuj wodę, dodaj sól morską i trochę ostudź. Do glinianego naczynia lub dużego słoika włóż buraki, czosnek i przyprawy. Wlej ciepłą wodę, wrzuć cebulę, plaster cytryny i sok z wygniecionej. Zakryj naczynie gazą lub lnianą ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce. Po dwóch dniach zdejmij nadmiar piany i wymieszaj. 2-3 dni później zakwas będzie gotowy. Przelej przez sito do słoików i przechowuj w butelce. 

Powiedz: kocham…sobie!

Walentynkowa niedziela zobowiązuje do czegoś specjalnego. I nie, nie zamierzam w żaden sposób dyskredytować singli. Pamiętajcie, że podstawą szczęśliwego życia jest miłość do siebie. Choćby tabun książąt i stado modelek ustawiali się w kolejce do naszego serca, nic z tej miłości, jeśli nie akceptujemy siebie. To częsta przypadłość osób samotnych, twierdzenie, że jest mi źle bo nikogo nie mam. Dopiero w momencie wejścia w związek z drugim człowiekiem, dostrzegamy, że nie potrafimy przyjąć komplementu, panikujemy na widok prezentów, spuszczamy wzrok napotykając czyjeś maślane oczy. Druga osoba sądzi, że nie jesteśmy zainteresowani, a problem leży gdzie indziej. My nie wierzymy, że jesteśmy tego zainteresowania warci. Syndrom bycia niewystarczająco dobrym! To tylko twoja opinia i tylko ty widzisz to- ale… Widzisz, zachowanie równowagi w życiu dotyczy każdej sfery! Zdrowia, odżywiania, pracy i miłości właśnie. „Kto tylko siebie kocha, nie zna miłości, lecz kto siebie nie kocha, nie kocha też innych”. Nikt nie chce mieć do czynienia z narcyzem, ale dawanie miłości, która nie potrafi być przyjęta też jest niezwykle ciężkie dla osób, które nas otaczają. Moim zdaniem w braku akceptacji samego siebie tkwi źródło pojawiających się problemów w związku. Problemów związanych z zazdrością, z brakiem akceptacji dla pasji i zainteresowań drugiej osoby, problemów w rozmowie i o uczuciach i o przyziemnych pierdołach. Zazdrość o każdą osobę, która z założenia jest piękniejsza, mądrzejsza, lepsza. Ciągłe próbowanie dostosowania się do drugiej osoby, nie dawanie przestrzeni i nie posiadanie swojej. Wspólna pasja, zainteresowania, a nawet praca jeśli są dobrze zorganizowane mogą być źródłem wspólnego szczęścia. Jednak pomiędzy tym wszystkim, nie wypuszczanie zupełnie ręki z ręki może w końcu przytłoczyć. Jeśli nie kochasz siebie, to nie będziesz w stanie zrozumieć i przyjąć dobrych słów, które do ciebie płyną od innych ludzi. Bez względu na to czy to będzie partner, rodzic, dziecko, przyjaciel czy ktoś spotkany na ulicy.

Kiedy ostatnio mówiłaś do siebie: kocham Cię? Z łatwością Ci przychodzi opieprzanie siebie za każdą głupotę i błąd, łatwiej też powiedzieć- kocham komuś, ale sobie? Przecież nie jestem narcyzem! Oczywiście, nawet dobrze, że nie jesteś! Natomiast jesteś wartościowym człowiekiem, który dużo osiągnął, jest piękny i dobry! Zresztą co ja będę Ci mówiła, sam to zrób!

Obowiązkowo obejrzyj ten film, będzie Ci łatwiej!

Zadanie:

Stań przed lustrem i zastanów się co w sobie lubisz. Patrz na siebie i głośno mów: lubię siebie za ….. piękne oczy, że jestem troskliwa, błyszczące włosy, kreatywność, cięty język, śmiech. Wymieniaj wszystko co Ci przyjdzie do głowy, w pełnym skupieniu! Zastanów się co widzisz w swoich oczach, które tak się wpatrują doszukując zalet. Zastanów się, ile jest wart Twój nerwowy śmiech pomiędzy stwierdzeniami o lubieniu siebie. Zastanów się, o czym świadczą te wypieki emocji kotłujących się w Tobie, na twarzy?

Czy jesteś już gotowy/a, żeby powiedzieć: Kocham Cię ……….(tutaj Twoje imię)!

 

Takim sposobem dotarliśmy na metę 5 tygodnia projektu! W tym tygodniu skupiliśmy się na oczyszczaniu i odtruwaniu, na miłości do swojego ciała i do siebie, bo właśnie od tego wszystko się zaczyna! Jak Wam poszło w tym tygodniu? Wpisy były pomocne?

 

You may also like