fbpx
Home BLOGDUSZA Nadopiekuńczość – historia wierzby

Nadopiekuńczość – historia wierzby

by Anna Paluch

lake-477779

Nadopiekuńczość, nadmierna troska o najbliższych, najmłodszych. Z czego wynika? Czy jest dobra czy zła? Choć raczej można byłoby  zapytać – służy czy też nie? Jeżeli służy, to komu? Osobie, która jest chroniona czy raczej tej, która ochrania?! Co z tego wynika? Kierując się miłością, podejmujemy różne decyzje. Często z troski zdarza się nam decydować za nasze pociechy, jednocześnie zabierając im przestrzeń do własnego rozwoju. Każda decyzja i problem, rozwiązany za naszych najbliższych, przekazuje im komunikat: nie jesteś w stanie tego zrobić sam, ja zrobię to lepiej. Wzmacniasz wówczas swoją wartość, a w dziecku rozwija się poczucie lęku, że samo sobie nie poradzi. Nadopiekuńczości często towarzyszy strach. Jeżeli jest tak u Ciebie, cofnij się do swego dzieciństwa i przypomnij sobie, jacy wobec Ciebie byli Twoi rodzice. Co Ty chciałabyś przekazać swoim dzieciom? Do wolności w miłości niech zabierze Cię bajka o Wierzbie.

W pięknym miejscu nad wodą, pośród wielu innych drzew rosła wierzba. Jej długie rozłożyste gałęzie sięgały modrej wody.

Była stateczna, wyniosła, a jednocześnie sprawiała wrażenie bardzo wrażliwej, delikatnej i kruchej…

Istniała już tak od dawna, że któregoś dnia obumarła. Nie byłoby w tym nic dziwnego, przecież taka jest natura, ale kiedy jej piękne, długie gałęzie poczęły usychać spod nich wyłoniła się inna, mniejsza wierzba, która wcześniej nie była widoczna dla otoczenia. Stara wierzba kryła pod sobą młodą wierzbę. Ochraniała ją swoimi ramionami przed wiatrem, tuliła do snu, szumiąc piękne melodie.

Młoda wierzba poczuła przenikliwy wiatr, jej gałęzie kąpały się w słońcu, a ptaki witały ją radosnym ćwierkaniem. Wszystko to w pierwszym momencie przerażało ją. Ona tęskniła za ciepłem i błogim spokojem ramion swojej matki, pragnęła szumu, który kołysał ją każdego dnia. Nowa rzeczywistość wydawała się czymś strasznym. Tęsknota była tak silna, że wierzba nie dostrzegała ptaków, które przesiadywały na jej gałęziach i opowiadały o cudach natury, nie widziała kolorowych motyli, które sprawiały, że jej płaczące gałęzie delikatnie poruszały się i uśmiechały się do nich. Pogrążona była w smutku i tęsknocie.

Jedyną jest radością były chwile, kiedy zaglądała pod swoje gałęzie i spoglądała na jeszcze mniejszą wierzbę, która wyrastała w jej cieniu. Wówczas poruszona była całą sobą. Jej płaczące gałęzie szumiały pieśni, które znała od lat. Tuliła  ją do siebie, wplatając swoje ramiona w ramiona młodziutkiej wierzby. Chroniła przed wiatrem i trwała, trwała….

Mijały dni, tygodnie…

Młodość – zgodnie z prawami natury – była niepokorna. Kiedy przy większej wichurze gałęzie wierzby-matki unosiły się ku niebu, młodziutka wierzba – odkrywając cud światła i przestrzeni – rozrastała się coraz bardziej i bardziej. Jej gałęzie stopniowo oddzielały się od gałęzi wierzby-matki, co napawało matkę ogromnym przerażeniem.

Matka-wierzba w niepokoju skierowała się ku swojej intuicji, ku siłom natury i poczuła… Poczuła, jak ciężkie muszą być jej ramiona, jak ciasno przylegają do młodej, jak mało przestrzeni i światła dają… Poczuła, że młoda wierzba nie ma  szans, by wyrosnąć na piękne, dorodne, dojrzałe drzewo, nie szumiałoby swojej muzyki… Czyż tego chciała?!

Przyglądała się, jak gałęzie młodej wierzby naturalnie się rozrastają. Cieszyła się ich widokiem, jednocześnie zdając sobie sprawę, że korzenie młodej wierzby pozostaną z nią na zawsze. 

Przy silnym wietrze gałęzie obu wierzb  unosiły się ku niebu, chwilami ponownie splatały się ze sobą i szumiały tę samą pieśń.

Jedno istniało już zawsze: szum gałęzi, muzyka miłości, muzyka, którą  grały obie wierzby. Szumiały o tym, co opowiadała im woda, o tym, co przyniósł wiatr. Śpiewały o cudzie miłości. Wtedy zlatywały się ptaki, piękne motyle, ważki, ryby podpływały pod korzenie i chmury rozstępowały się na niebie… natura łączyła się w miłości.

Matka-wierzba przestała płakać. Usłyszała muzykę miłości, którą od zawsze szumiały jej gałęzie. Pragnęła śpiewać i wznosić swoje ramiona ku słońcu, ku niebu…

Usłyszała także, jak pięknie szumią gałęzie młodej wierzby. Instynkt natury mówił jej , że muzyka pochodzi  głęboko z korzeni, ich wspólnych korzeni…Z korzeni, z serca drzewa płyną nuty miłości.

Od tamtej pory każdego dnia i każdej nocy odkrywała w sobie kolejne cuda natury, szumiała i wciąż trwała.

Mijały kolejne dni i tygodnie, a matka-wierzba była piękna i dorodna, jak nigdy dotąd. Jej muzyka była coraz bardziej doniosła. Woda niosła ją daleko w świat i wszystkie drzewa przyłączały się do niej.

Piękne płaczące gałęzie wierzby śpiewały najpiękniejszą muzykę o miłości…

Jakie są Twoje przemyślenia po przeczytaniu historii wierzby-matki? Czy Twoi rodzice byli nadopiekuńczy wobec Ciebie? Jak to wpłynęło na Twoje życie? Będę wdzięczna, jeśli podzielisz się ze mną swoją historią.

You may also like